Szwajcaria – moja mała miłostka
Kraina bezczelnie pięknych landschaftów, krętych ścieżek rowerowych, którym bliżej do nieba niż do morza, bujnej, kuszącej zapachami flory, sympatycznych krów i niezwykle serdecznych ludzi.
Szwajcaria – to tutaj zaczęła się w czerwcu 2018 roku jedna ze sportowo-turystycznych przygód Pędziwiatrzycy. To tutaj wsiadła na rower MTB i razem z 7 dziewczętami ruszyła na MTB Adventure, czyli 4-dniową wycieczkę rowerową po Alpach Szwajcarskich.
Jolanda Neff – mistrzyni świata MTB
Do grupy Polek dołączyła mistrzyni świata w kolarstwie górskim, Jolanda Neff. Tak, to ta sama, która dała naszej Mai Włoszczowskiej niezły wycisk i sprzątnęła jej sprzed nosa złoty medal. 🏅
Jolanda jest przemiła, z chęcią opowiada o kobietach w sporcie i z uśmiechem na twarzy nagrywa życzenia urodzinowe dla zupełnie obcego jej pana Pawła, serdecznego przyjaciela Pędziwiatrzycy. Nieobce jej za to rodzinne Bielsko Pędziwiatrzycy. Kozia Górka? Szyndzielnia? – Najlepsze w Polsce trasy MTB! – mówi Jolanda, a Pędziwiatrzyca pęka z dumy i nieśmiało duka: – Danke (zarzekając się w myślach, że teraz nie wypada jej tam nie poszusować).
Na pohybel „Höhenangst”
Po górach mknie też z nami Nicole, Szwajcarka, która jako jedna z 7 tysięcy ludzi na świecie mówi w języku Rumantsch – przedziwnej miksturze lingwistycznej łączącej włoski, szwajcarski, niemiecki i trudne kombinacje schszdzktsh. Ku niebywałej uciesze Pędziwiatrzycy zna też świetnie niemiecki, dlatego z przyjemnością uczy ją słowa „animusz” (wiadomo). Nicole odwdzięcza się słówkiem “Höhenangst”. Tak, lęk wysokości to największe wyzwanie wyjazdu w górę. Zwłaszcza na taką, która na morze spogląda z ponad 2500 metrów. Pędziwiatrzyca jedzie zatem momentami nieco sparaliżowana, ale dzięki kochanej Marcie z bikeBoard (“patrz przed siebie, nie patrz w dół, obniż siodełko, patrz przed siebie”), początkująca kolarka z Bielska wygrywa z Höhenangst 1:0.
Pocałunek na szczęście
Nasza trasa zaczyna się w Scuol (1290 m n.p.m.).
Stąd jedziemy do Tschierv (na trzy cztery niech każdy wymówi coś między Czterw a Tczew), piknikujemy przy skale Muma Veglia (2241 m), którą zgodnie z legendą każda z nas obiega dookoła i całuje w kamyczek, by zapewnić sobie viel Glück, dwukrotnie wspinamy się na wysokość ponad 2300 metrów, by potem z niej zjechać i niespodziewanie hyc hyc przez granicę dotrzeć do włoskiego Livingo. W hotelu wita nas (“Ciao, bella ragazza!”) właściciel, który z uciechą na twarzy opowiada historię swojej kilkupokoleniowej włoskiej rodziny, a ową familię pokazuje na filmikach promocyjnych zabarwionych włoskim poczuciem humoru – tak poczciwym, że aż zabawnym.
Kolejną frajdą w słoneczno-turkusowej Italii jest zbiegający się z naszym pobytem w Livingo start Skyrunner Marathonu – 34 km z przewyższeniem ponad 3000 metrów. Razem z Agatą Matejczuk, mistrzynią naszego wyjazdu (nie dość, że ma na koncie m.in. Bieg rzeźnika – 240 km!!! czy udział w mistrzostwach świata i Europy w biegu 24 (o zgrozo!) godzinnym, to jeszcze całą trasę przejechała wyłącznie dzięki sile własnych mięśni na zwykłym rowerze), biegniemy zatem na start, przybijamy piątki Włochom i krzyczymy głośno: „Buena fortuna!”.
Po obowiązkowej panna cocie i gelato o smaku pistacjowym, dolinami sięgającymi „zaledwie” 1700 metrów, wracamy do Scuol. Na „Guten morgen” jesteśmy świadkami poobiedniej próby starszych pań, które w ramach siesty grają na flecie (eins, zwei, drei i zusammen fiu fiu fiu), następnie biczujemy wodą obolałe mięśnie i bawimy się wunderbar wSPAniale.
Statystyki
Dwa kraje, trzy dni, 108 kilometrów, 3347 metrów przewyższenia. Hasztag „In love with Switzerland” Pędziwiatrzyca potwierdza całym zakochanym w Szwajcarii sercem.
Adriana Czupryn i MojaSzwajcaria.pl – dziękuję! ❤️