Reykjavík Spring Marathon 2020
Pomysł na maraton w Reykjavíku pojawił się podczas pewnej rozmowy.
Krakowski ultramaratończyk, Szymon Makuch, przebiegł Islandię z północy na południe. Pokonał ponad 600 km w 11 dni i wrócił do Polski o 7 kg chudszy.
Wyzwania podjął się z dwóch powodów: dla siebie, by sprawdzić swą ultramaratońską formę i cieszyć oczy bezczelnie pięknymi, choć kapryśnymi landschaftami Islandii, lecz przede wszystkim dla 15-letniego Kacpra Turaczyka – chłopca, któremu choroba, zwana zanikiem mięśni – dystrofią Duchenne’a, nie pozwala nawet na delikatną przebieżkę.
Szymon postanowił, że przebiegnie łącznie piętnaście maratonów, zakładając, że jeden maraton to rok z życia Kacpra. Swój plan zrealizował z nadwyżką. Codziennie poświęcał na bieganie od siedmiu do ośmiu godzin. – Żartowałem, że idę do pracy na „dniówkę”. Tyle że pobiegać. Starałem się pokonywać ok. 55-60 km w tempie ok. 6:50 na drodze asfaltowej i ok. 7:12 do 8 na szutrowej – sprecyzował w rozmowie z Pędziwiatrzycą na łamach jednej z gazet ultramaratończyk.
Bez wody
Krytyczny moment trasy? 28 km srogiej przeprawy przez góry, mchy i pagórki BEZ WODY. Oznaczona na mapie rzeka z życiodajnym trunkiem zrobiła ultramaratończykowi psikusa i wyparowała. (Teraz wyobraźcie sobie godzinkę cardio na siłowni czy pędzenia pod wiatr w terenie bez 0,5 l wody w zasięgu ręki).
Słysząc o wyczynie Szymona, Pędziwiatrzyca, która już wcześniej miała chrapkę na upolowanie zorzy polarnej i taplania się w gejzerach, postanowiła, że 25 kwietnia 2020 zamelduje się na starcie Reykjavík Spring Marathon 2020 .
Drzemkę udało się znaleźć za pośrednictwem Booking.com w 3-gwiazdkowym Hill Hotelu oddalonym o 15-20 minut per pedes od centrum Reykjavíku, o 9 minut samochodem od Reykjavík Airport, oraz, co najważniejsze, o 8 minut samochodem od miejsca startu i mety maratonu. W całkiem atrakcyjnej cenie – za trzy noclegi, w mieście słynącym z chleba po miliony monet, Pędziwiatrzyca zapłaciła niecałe 600 zł. Ze śniadaniem, bez którego na pokonanie 42,195 km pod wiatr, nie starczyłoby siły. Czy warto było szaleć tak? O luksusach oraz ewentualnych niewygodach hotelu dam znać po wyprawie.
Bieg linią brzegową
Maraton w Reykjavíku rozpocznie się o godz. 8 czasu islandzkiego, czyli, zważywszy na położenie Islandii w strefie czasu zachodnioeuropejskiego (UTC + 0), o godz. 9 czasu polskiego. Zatem właściwie tak, jak większość naszych maratonów. Biegacze będą mieli do pokonania dwie pętle po 21, 097 km, lecz niestety – podzielone na cztery odcinki. Wyścig rozpocznie się w dolinie Elliðaárdalur we wschodniej części miasta, nad brzegiem rzeki Elliðaá – podobno jednej z najchętniej wybieranych przez łososie na dom rzek Islandii. Następnie, trasa skieruje się w stronę doliny Fossvogur, znajdującej się na granicy Reykjavíku i sąsiedniego miasta Kópavogur. Doliną dobiegniemy nad ocean, miniemy Reykjavík University i skręcimy w stronę wzgórza Öskjuhlíð (niegdyś, czyli po ostatniej epoce lodowcowej 10 tysięcy lat temu, wyspy na oceanie znajdującym się ponad 40 m wyżej niż dziś). Po drodze zobaczymy też lotnisko krajowe, słynną, bo pierwszą, która otrzymała certyfikat “przyjaznej dla środowiska”, islandzką restaurację Nauthóll oraz, przy pomyślnych wiatrach, lodowiec stratowulkaniczny Snæfellsjökull.
Huragan i kubeł zimnej wody
Problemem podczas maratonu w Rejkjavíku mogą być warunki atmosferyczne. Znajomy Pędziwiatrzycy, którego brat mieszka w Islandii (sporne “na Islandii” czy “w Islandii” wyjaśnia prof. Jan Miodek), wieść o jej odważnej peregrynacji z figlem w oczach skomentował: “Mój brat sugeruje, by podczas treningu w huraganowym wietrze, wylewać na siebie co dwie minuty kubeł zimnej wody”. Dopiero bieg w takiej aurze odzwierciedli podobno klimat Islandii. Jak tu nie struchleć?
W oczekiwaniu “na wiatr, co rozgoni, ciemne, skłębione nad Islandią zasłony“, szczepionki na koronawirusa oraz rekomendacje solidnej, przeciwdeszczowej i przeciwwiatrowej odzieży w jednym,
Pędziwiatrzyca.